poniedziałek, 21 marca 2016

Dzień Kobiet w Bolonii

Primo espresso

"Tempo di merda" to fraza przewodnia wizyty w Bolonii, ponieważ pogoda była tragiczna. Lało cały czas i nie byłem w stanie filmować nie tyle dronem, co nawet handycamem. Cavolo...
Pierwszego wieczoru, popiliśmy trochę wina w domu i ruszyliśmy w miasto, które było puste z uwagi na jutrzejszy "Festa delle donne", czyli światowy dzień kobiet, na który wszyscy zbierali siły. We Włoszech obchodzi się go niezwykle hucznie i w tym roku nie mogło być inaczej, ale powoli....

Mapki offline

Pierwszy wieczór zakończyliśmy pizzą 4 sery o drugiej w nocy. Pobudka wcześnie, jak na włoskie warunki, bo o 10, następnie do Baru na śniadanie i w strugach deszczu ruszyliśmy w miasto. Po godzinie zostałem sam, bo Stefano miał szkołę i prace. Krążyłem więc po mieście w poszukiwaniu jakiś ciekawych ujęć, ale po 2 godzinach miałem dość. Zaczęło padać jak z cebra i nie mogłem się połączyć z żadnym wifi (kolejna rzecz, która nie działa we Włoszech tak jak powinna), wróciłem więc do domu i po godzinie oglądania RAI1 walnąłem w kimono. Zbudził mnie powracający ze szkoły Orlando, po chwili w drzwiach staną przemoczony Stefano, następnie Federiko i Simone. Byliśmy w komplecie, więc zaczęliśmy planować wieczór. Najpierw chłopaki spędzili pół godziny na zażartej dyskusji jaki makaron robimy, zakończyło się na penne z sycylijską, podpleśniałą kiełbasą i grzybami. Po ok 2 godzinach kolacja była gotowa i zostało tylko się podpić, tak więc z pomocą przyszło nam szkockie, 9cio procentowe piwo Tennent's - po wypiciu trzech, ok 23:30 byliśmy gotowi do wyjścia. Pierwszy lokal - pełen ludzi. Z uwagi że byłem innostrańcem, wbiliśmy się do oddzielnej sali, gdzie miejsce miała impreza dla Erazmusów... ze zniszkami na barze i zajebistymi jedzeniem za free.

Before party
Po 2 godzinach zmieniliśmy miejscówkę na wypełniony świętującymi kobietami pub. Po 2 piwkach i wyśpiewaniu wszystkich piosenek Jovanottiego, które DJ posiadał w repertuarze, udaliśmy się na densy. No i tak do 5 AM, a powrót był niezwykle widowiskowy: "Paweł, no i co że jest 5 AM i w okolicznych domach śpią ludzie zaczynający pracę 8:00... ŚPIEWAMY! LA GENTE COME NOI NON MOLLA MAAAAI! <tacy jak my, nigdy nie odpuszczają(imprezy)>

Przy owym akompaniamencie męskiego chóru, zbliżaliśmy się do naszego mieszkania (po drodze zrywając wszystkie plakaty i kopiąc wszystko co się da). Wraz ze świtem, przekręciliśmy klucz. Na koniec oczywiście zamówiliśmy pizzę z... ziemniakami i sycylijską kiełbasą. Po kolacji, każdy zasną tam gdzie siedział.
Z objęć Morfeusza, po trzech godzinach wyrwał wszystkich ajfonowy budzik, informujący że Pawolo musi wracać do Polski...
O mojej podróży powrotnej opowiadał nie będę, ponieważ chyba każdy, raz w życiu przeżył podobną;)

Morning after party

WNIOSKI
- impreza z Włochami, to prawdopodobnie najlepsza rzecz, jaka może Cię spotkać w życiu. Ich sposób świętowania jest poprostu "meraviglioso" (cudowny, niesamowity, niepowtarzalny)
- dzień kobiet, jest wyjątkowym dniem dla każdego Włocha
- jeśli jesteś wysokim, niebrzydkim, zielonookim blondynem na włoskiej imprezie - prawdopodobnie nic nie wyrwiesz ;)
Kończąc, wyjazd uważam za jak najbardziej udany, a dłonie trzęsą mi się do tej pory... chyba brakuje mi magnezu.

Chyba jedyne zdjęcie z miasta, które zrobilem

Mural





Ostatnie cappuccino


Bologna 08.03.2016
FILM DO OBEJRZENIA W ZAKŁADCE "FILMY"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.